sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział III



     Dowiedziałam się wreszcie, że jest dwudziesty piąty październik. Czyli przespałam ponad dwa tygodnie, zanim obudziłam się na dobre! Chazy przychodził do mnie dzień w dzień. Któregoś razu spytałam go, czy on nie pracuje, że ma czas odwiedzać mnie i przesiadywać godzinami w moim towarzystwie. Uśmiechnął się wtedy tajemniczo, ale nic nie powiedział. Może dostał jakiś wielki spadek i teraz korzysta z życia nie zwracając uwagi na pracę?
Koniec października przypomniał mi o tym, że przez cały miesiąc nie odwiedzałam grobu rodziców. Po ich śmierci obiecałam sobie, że przynajmniej raz na tydzień przyjdę na cmentarz i postawię przy ich mogile zapaloną lampkę. Nie sądzę, by się na mnie obrazili, a wręcz przeciwnie –  na pewno z całych sił kibicowali mi w powrocie do zdrowia. Uśmiechnęłam się półgębkiem na myśl o ich roześmianych twarzach, kiedy wsiadali do granatowego SUV-a, aby pojechać w swoją ostatnią, śmiertelną podróż. Moje oczy zaszkliły się, jak przy krojeniu cebuli. Nie uszło to uwadze Chestera, który uważnie zerknął na mnie znad kartek papieru, na których gryzmolił coś zawzięcie od jakiejś godziny.
- Ej, mała, co jest? – zapytał ciepło i złapał mnie za rękę. Pokręciłam przecząco głową i zagryzłam wargi. Spod zamkniętych powiek zaczęły kapać leciutkie łzy, zostawiające ledwo widoczne plamki na szpitalnej pościeli. Mężczyzna od razu wyciągnął z kieszeni pogiętą bawełnianą chusteczkę i  delikatnie otarł moje mokre policzki. Pociągnęłam nosem i poczułam się trochę lepiej. To kolejny raz, kiedy rozpłakałam się przy nim na myśl o rodzicach. Jednak te kilka miesięcy nic nie zmieniły. Nadal czułam potworny ból, kiedy sobie o nich przypominałam.
- Chester – zaczęłam wolno – mógłbyś coś dla mnie zrobić?
- Tak? – powiedział ochoczo chcąc mi najwidoczniej poprawić nastrój.
- Wiesz gdzie jest cmentarz, prawda? – energicznie pokiwał głową – czy mógłbyś… czy mógłbyś pojechać tam, w moim imieniu, i zapalić znicz przy pewnym grobie?
- Jasne – poderwał się z krzesła i schował do teczki zapiski.
- Poczekaj! – powiedziałam i poprosiłam o jedną z jego kartek. Kiedy mi ją podał, wzięłam do ręki długopis i krzywym pismem napisałam „Anna i Henrik Deylon - sektor D”. Kiedy wziął ją ode mnie, nawet nie spojrzał na treść. Byłam mu za to wdzięczna. Uśmiechnął się, szepnął, że niedługo wróci i zniknął za drzwiami z mlecznego szkła.
     Cieszyłam się, że nagle pojawił się Chester. Był jedyną osobą, która przychodziła do mnie dzień w dzień. Nie pytał o nic. Nie naciskał mnie, abym się mu zwierzała. Ktoś kiedyś powiedział, że mowa jest źródłem nieporozumień; milczeliśmy więc tak razem, ja leżąca na łóżku, a on siedzący obok na krześle i zapełniający kartki papieru maleńkimi literkami. Czasami zerkał na mnie i przyglądał się ciekawie, jakby szkicował mój portret. „Co tam skrobiesz?” - spytałam kiedyś, ale on swoim zwyczajem nie odezwał się ani słówkiem i posłał mi jeden ze swoich zabójczych uśmiechów, po których miękłam jak małe dziecko na widok ulubionych lodów. Tak więc do tej chwili nie miałam pojęcia, jakie tajemnice kryją bruliony mojego skrytego znajomego. Podkreślam – do tej chwili.
     Dostrzegłam leżącą na szpitalnym stoliku czerwoną teczkę, w której prawdopodobnie znajdowały się zapiski chłopaka. Drżącą ręką sięgnęłam po sekrety Chestera i położyłam je przed sobą. Może, a raczej na pewno, nie zachowywałam się w porządku, ale ciekawość w tym momencie wzięła górę. Odciągnęłam gumkę broniącą dostępu do tajemnicy i moim oczom ukazała się biała kartka formatu A4, na której środku widniały tylko dwie linijki maleńkiego tekstu:

„When life leaves us blind,
Love keeps us kind.”


Odłożyłam tę kartkę i zajęłam się analizowaniem następnej. Tu zdecydowanie tekst był dłuższy, ale miejscami pojawiały się skreślenia.


"Let me apologize to begin with
Let me apologize for what I’m about to say
But trying to be something someone else was harder than it seemed
But somehow I got caught up in between

Between my ambition pride and my promise
Between my lies and how the truth gets in the way
The things I want to write say to you get lost before they come
The only thing that’s worse than one is none"

Następne zapiski miały w sobie swego rodzaju smutek, złość. Czytałam je niemalże ze łzami w oczach interpretując je i uosabiając z własną sytuacją.

 "No, no more sorrow
I've paid for your mistakes
Your time is borrowed
Your time has come to be replaced

I see pain, I see need
I see liars and thieves abuse power with greed
I had hope, I believed
But I'm beginning to think that I've been deceived
You will pay for what you've done"


Zaczytana w najgłębsze myśli i uczucia Chestera, które przelewał na papier, nawet nie zauważyłam powrotu chłopaka. Zastał mnie z porozrzucanymi po moim szpitalnym łóżku kartkami i pogrążoną w lekturze kolejnych zapisanych stron.
- Czemu to robisz? – zapytał z wyrzutem – czemu to czytasz!?
Wystraszona upuściłam kartkę, które pofrunęła tuż pod stopy mężczyzny. Zobaczyłam w jego oczach żal przemieszany ze złością. Było mi tak strasznie wstyd, że nie umiałam się powstrzymać i zostawić w spokoju tę cholerną teczkę, zamiast wściubiać nos w czyjąś prywatność. Byłam nadętą egoistką, która koniecznie musiała mieć i wiedzieć to, na co akurat miała kaprys. Patrzyłam tępym wzrokiem, jak Chazy ze złością zbiera wszystkie porozrzucane kartki i niestarannie upycha je do czerwonej teczki, zaciskając na niej palce. Nie próbowałam się tłumaczyć, bo mojego wścibstwa nie można było w żaden sposób usprawiedliwić. Walczył ze sobą, aby nie wybuchnąć, po czym rzucił mi mordercze spojrzenie i wyszedł. Schowałam twarz w dłoni (drugą miałam zagipsowaną) i kolejny raz dzisiaj rozpłakałam się, ale nie na myśl o rodzicach, tylko jak przez własną głupotę straciłam jedynego człowieka, dla którego coś znaczyłam. Chyba. W innym razie nie przychodziłby do mnie codziennie. Ja natomiast zburzyłam wszystkie podstawy naszej przyjaźni (jeżeli takim słowem można by określić to, co było między nami przez ten miesiąc) i pozwoliłam mu odejść.
     Musiałam pogodzić się z kolejnym rozdarciem. Teraz nie miałam już nikogo, kto mógłby pomóc mi przetrwać te ciężkie chwile. Zostałam sama. Przypomniałam sobie część tekstu napisanego przez Chestera:

„Sometimes goodbye`s the only way…”

Kolejne pożegnanie. Kolejna rana kształtująca nasz pogląd na świat i nie chcąca się zabliźnić.

_______________________________
rozdział dedykowany Gosi <3

5 komentarzy:

  1. Jakie to smutne :( No brzydko tak czytać czyjeś rzeczy. Prawdopodobnie zareagowałabym podobnie, gdyby ktoś, kto mnie zna czytał moje opowiadania i teksty. Ale ona chciała tylko dowiedzieć się, co on robi w tym cholernym zeszycie. Mam nadzieję, że Chester do niej wróci. A jeśli wyjdzie ze szpitala, zanim on wróci? O.O

    OdpowiedzUsuń
  2. I w końcu przeczytałam. Całe opowiadanie bardzo mi się podoba. Jest ciekawe.
    Ogólnie zrobiłabym to samo, co ona (moja ciekawość mnie bardzo denerwuje). Ale mam takie same przemyślenia, co Ninde. Proszę nie rób im tego.

    OdpowiedzUsuń
  3. naprawdę smutne :c
    Rozumiem reakcję Chestera, bo to tak jakby zajrzała w głąb jego duszy bez uprzedniego pozwolenia... Czekam na następne części i jeśli chcesz to zajrzyj do mnie
    www.chesterjaireszta.blox.pl
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutne ale świetne. I mały książę. Jak ja lubię Chestera. No i czerwony! Życzę weny ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Smutne, ale jakie piękne. Chcę wiedzieć więcej.
    A ogólnie cały blog jest świetny, bo dopiero dzisiaj się do niego dorwałam.

    Od razu dodaję do linków i obiecuję, że będę informowała o moich rozdziałach!
    http://little-things-from-the-notebook.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń