Szybko, szybciej… I tak byłam już spóźniona, ale chyba
nie warto jeszcze bardziej denerwować swojego ćwiczeniowca od prawa rolnego.
Nie wiem dlaczego wybrałam ten przedmiot. Chyba żeby zapchać grafik i nie mieć
zbyt dużo czasu na rozmyślanie. Musiałam być skoncentrowana, musiałam umieć
zapomnieć o tych wszystkich rzeczach, które przytrafiły mi się przez ostatnie
kilka miesięcy. Nie mogę dać się znowu wciągnąć do dołka, z którego sama z
takim trudem wyszłam stosunkowo niedawno. Dobrze, że zaczął się już
październik, że mogę całkowicie oddać się nauce i bieganiem na różnorakie
zajęcia. W pewien sposób to mnie uspokaja…
Zerkając co rusz na zegarek, biegłam w stronę uczelni.
Moje martensy raz po raz rozchlapywały wodę w kałużach, w które wchodziłam
przez pośpiech i nieuwagę. Zielone światło na przejściu dla pieszych zaczęło
niebezpiecznie migać. Wiedziałam, że muszę zdążyć, albo wpaść zdyszana do
maleńkiej trzydziestoosobowej sali z godzinnym spóźnieniem. Wbiegłam na ulicę
gdy zapalało się żółte światło. Do przebiegnięcia zostały mi już tylko metry, a
od chodnika dzieliły mnie kroki. I wtedy poczułam uderzenie i chłodny beton pod
policzkiem, a mój wzrok pochłonął mrok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz