Dom był urządzony ze smakiem. Na ścianach wisiały
nowoczesne obraz, które jednak idealnie komponowały się z dość zabytkowym
wnętrzem. Z sufitu zwieszała się lampa, która pod wpływem trzaśnięcia drzwiami,
wirowała lekko nad moją głową. Ściany przedpokoju łączącego kuchnię z salonem
były zachowane w kolorze moreli. Kolor ciepły i przyjazny który sprawił, że od razu
poczułam się dobrze w tym domu.
- Dzień dobry? – powiedziałam w głąb mieszkania, ale nikt
się nie odezwał. Chciałam ponowić próbę, ale Chester delikatnie dotknął mojego
ramienia.
- Nie ma nikogo. – szepnął i delikatnie usadowił mnie na
fotelu w salonie. Ja natomiast przyglądałam się antycznemu kominkowi i stojącej
na nim fotografii przedstawiającej cztery osoby. Prawdopodobnie rodziców,
siostrę Chestera, jak i jego samego.
- Ładne zdjęcie. – zagadałam go wskazując palcem mój
obiekt zainteresowania, kiedy od delikatnie zsuwał mi but z lewej nogi. – To
twoja rodzina?
- Tak, na wakacjach w Grecji. – przytaknął i zabrał się
do rozwiązywania drugiego buta. – Moi rodzice i siostra Grace.
- Gdzie oni teraz są? – zapytałam niepewnie i na wszelki
wypadek chwyciłam go za rękę. Zaprzestał swojej czynności i utkwił wzrok w fotografii.
- Wyjechali w poszukiwaniu lepszego życia. Gdzieś do
Ameryki. Nawet nie wiem, czy jeszcze żyją, bo ostatni raz telefonowali do mnie
na Wielkanoc. – westchnął i znów zajął się moim butem.
Kiwałam głową i patrzyłam na ich uśmiechnięte i opalone
twarze na zdjęciu. Wszyscy byli tacy szczęśliwi. Widać nie tylko ja zostałam
sama na święta. Ta myśli dodała mi takiej otuchy, że w tej jednej chwili
chciałam bardzo mocno przytulić Chestera i tym uściskiem podziękować mu za to,
że jest. Dlatego, kiedy tylko wstał z klęczek, wyciągnęłam ręce i zarzuciłam mu
je na szyję. Najwyraźniej potrzebował bliskości, bo odwzajemnił uścisk i
zatopił rękę w moich włosach, które po pobycie w szpitalu zyskały na długości.
Trwaliśmy w tej pozycji dobre kilka minut, dopóki nie odezwał się telefon
mężczyzny.
- Siemka stary. – usłyszałam w słuchawce radosny głos.
Nie znałam go. Postanowiłam dyskretnie odejść, żeby Chester nie czuł się
skrępowany rozmową przy mnie. Ten jednak zdecydowanym ruchem zatrzymał mnie,
więc mimowolnie słyszałam dalszą część konwersacji. – Joe robi jakąś nasiadówę
u siebie. Wkręcasz się?
Czekałam na jego decyzję.
- Nie dzisiaj, Mike. – powiedział zdecydowanie i mrugnął
do mnie. Uśmiechnęłam się. – Musicie poradzić sobie sami.
- Nie ma bata. Za pięć minut u ciebie jestem. Szykuj się!
– mężczyzna rozłączył się, a Chester schował telefon do kieszeni. Podniósł mnie
i mimo moich protestów zaniósł do kuchni i posadził na blacie stołu. Dotknął
jeszcze raz moich włosów, spojrzał w oczy i podszedł do lodówki. Otworzył ją na
oścież abym widziała całą jej zawartość. Była do połowy zapełniona, ale na
pewno nie wszystko nadawało się do spożycia.
- Da się coś z tego zrobić? – głową wskazał półki, na
których stały różne słoiczki, a między nimi walały się rzeczy zawinięte w woreczki.
Dość ciekawy sposób na ochronę żywności.
- Coś się wykombinuje, ale pozwól, że ja się tym zajmę. –
zaśmiałam się i spróbowałam zejść ze stołu. Chester natychmiast znalazł się przy
mnie, uniemożliwiając moją ucieczkę.
- O nie, Salem. Ty siedzisz tutaj i dajesz mi wskazówki.
Ja natomiast, mistrz kuchni, wszystko zrobię. – powiedział i dopiero po chwili
wpatrywania się we mnie zorientował się, że trzyma ręce na mojej talii.
Chrząknął i szybko odsunął się. Widząc jego zakłopotaną twarz zaśmiałam się pod
nosem.
- Dobrze, ale radzę ci zamknąć lodówkę, geniuszu. –
wskazałam palcem miejsce za jego plecami, gdzie wciąż zapełnione do połowy
półki aż raziły w oczy. Kazałam mu wyjąć produkty, z których jako tako można by
przyrządzić coś na jeden ząb i po kolei dawałam wskazówki, jak zrobić ciasto na
naleśniki. Pod koniec okazało się, że Chester mistrzowsko przerzuca bliny –
tylko dwa przykleiły się do ściany, a trzy wylądowały na podłodze. Reszta
jednak pozostała nietknięta i teraz leżała równiutko na talerzu. Po
przygotowaniu bitej śmietany, rozpuszczonej czekolady i innych słodkości do
urozmaicenia nijakiego smaku placków, zasiedliśmy przy stole. Z radością
patrzyłam, jak posiłek z talerza mężczyzny znika w zastraszającym tempie. Sama
nie jadłam wolniej. Jednak szpitalne dania nigdy nie zastąpią mi tych domowych
naleśników.
- Brawo, mistrzu! – powiedziałam po skończonej uczcie i
przybiliśmy sobie piątkę. Chester widząc moją rękę gładzącą brzuch, szybko
zebrał talerze i położył je do zlewu. Nim zdążyłam zaprotestować, tkwiłam w
jego muskularnych ramionach i niesiona na jego barkach mknęłam prosto w górę
schodów. W ciągu kilku minut znalazłam się w błękitnym pokoju z pochyłym
sufitem. Nie był duży, za to bardzo przytulny. Mężczyzna posadził mnie na
łóżku, a z szafy z sosnowego drewna wyjął gruby welurowy koc. Opatulił mnie
nim. Wciągnęłam nosem jego cudowny zapach – drzewo sandałowe i cynamon.
- Teraz napiszesz mi listę rzeczy niezbędnych do
przygotowania czegoś na wigilię. – powiedział i podał mi kartkę wraz z jednorazowym
pomarańczowym długopisem.
- A ty grzecznie pojedziesz do marketu i to wszystko
kupisz. – uśmiechnęłam się i zaczęłam gryzmolić na kartce produkty, które
przychodziły mi do głowy i z których zawsze w moim domu robiło się wigilijne
potrawy. Nie mogło zabraknąć ryby – karpia. Grzyby, kapusta… rysik szybko
skrobał powierzchnię papieru. Kiedy uznałam, że wszystko co najpotrzebniejsze
zostało wypisane, zgięłam kartkę na pół i wręczyłam Chesterowi.
- Boję się ją otwierać. Chcesz mnie zamęczyć chodzeniem
pomiędzy regałami. – westchnął i schował listę do kieszeni spodni.
- Sam zaproponowałeś podróż do sklepu, więc nie narzekaj!
– powiedziałam ze śmiechem i pocieszająco poklepałam go po ramieniu. Niechętnie
wstał i czule pocałował mnie w czoło.
- Wrócę jak najszybciej. A ty leż i odpoczywaj. – będąc
przy drzwiach pomachał mi i zniknął na korytarzu. Po kilku minutach usłyszałam
tylko trzask zamykanych drzwi.
Zostałam sama.
W obcym domu. Nie zamierzałam stosować się do zaleceń Chestera i kiedy tylko wyszedł,
bez wstawania z łóżka zaczęłam myszkować po regałach. Stojący najbliżej mnie,
wykonany z tego samego drewna co szafa, miał może metr wysokości. Nie było w
nim żadnych szuflad. Powoli sunęłam palcem po grzbietach książek. Głównie były
to powieści fantastyczne, niekiedy sensacyjne. Wzięłam jedną z nich do ręki i
zaczęłam kartkować. Nie wzbudziła mojego zainteresowania do tego stopnia, abym
mogła potrzymać ją w rękach jeszcze chwilę. Z pewnością w tym pokoju były
ciekawsze rzeczy. Starannie położyłam ją na miejsce. Przesunęłam się na drugi
koniec łóżka, przy którym dla odmiany stała komoda. Otworzyłam pierwszą szafkę i
do moich nozdrzy doszedł gryzący zapach jakiś substancji chemicznych. Dopiero
po chwili zwróciłam uwagę na różnorakie fiolki ustawione tuż pod ścianką wnęki.
Wzięłam jedną do ręki. Karteczka przyklejona do szkła głosiła, że w pojemniczku
znajduje się manganian. Pospiesznie odstawiłam przedmiot i przebiegłam wzrokiem
po innych buteleczkach. Chemia to z pewnością nie było coś, co mogło by
zainteresować studentkę prawa. Otworzyłam drugą szafkę. Tutaj na półce leżała
tylko jedna gazeta. Pokrywały ją zwały kurzu i nawet nie próbowałam jej ruszać.
Nie z powodu nieuniknionego zabrudzenia palców, ale zachowania dyskrecji.
Gdy otwierałam pierwszą szufladę, usłyszałam szuranie.
Trzask drzwi frontowych.
Może Chester myśli, że śpię i nie chce mnie obudzić?
Pospiesznie położyłam się na łóżku i szczelnie okryłam
welurowym kocem. Czułam, że ktoś powoli wchodzi po schodach.
To nie były kroki właściciela domu.
Zorientowałam się, że nie mam przy sobie telefonu. A nawet
jeśli już trzymałabym go w ręce, to nie mam numeru Chestera. Ironia losu.
Nie byłam sama i co do tego nie miałam żadnych
wątpliwości.
Tak ogólnie, to po co Chesterowi fiolki z jakąś chemią? Nie wnikam... Rozwalił mnie mistrz kuchni przygotowujący naleśniki :D Co do końcówki - Mike przyszedł?
OdpowiedzUsuńgwoli wyjaśnienia :D
Usuńto jest pokój siostry Czesia ;p i... no, no, detektywie Monk XD
Naleśniiiiki!!! Cudo, słodycz i czekolada!
OdpowiedzUsuńA skoro już wspomniałaś, że ten tajemniczy pokój z odczynnikami należy do siostry Chazziego, a ona gdzieś wyjechała z resztą rodzinki, to pasuje mi wyłącznie jedna opcja - że tym niezapowiedzianym gościem jest Mike, prawda?
A poza tym bardzo się cieszę, że nowy rozdział u Ciebie jest tak szybko :) bo serio, wreszcie zaczyna się coś dziać, ten element tajemnicy, za którym przepadam...
Dużo weny!
Nowy, zapraszam!
UsuńZapraszam na nowy rozdział: lost-in-your-mistakes.blogspot.com
OdpowiedzUsuń